FRANCJA – wspomnienia część 5 – „Noclegi w Bayreouth w Niemczech”

NOCLEGI W BAYEROUTH („BEJRUCIE”) – NIEMCY

Noclegi w „Bejrucie” (tak zostało przez pana Krzysia nazwane Bayerouth, miasto festiwali wagnerowskich), jeszcze przed wyjazdem budziły sporo emocji.

Informacja o tym, że część osób będzie musiała korzystać z łazienek na korytarzu, wywoływała nie najlepsze skojarzenia rodem z PRL-u. Okazało się jednak, że „nie taki diabeł straszny”. Wręcz przeciwnie, kameralny hotelik „Poseidon” okazał się bardzo czysty i estetyczny, a takie łazienki jak te hotelowe na korytarzu niejeden Polak chciałby mieć w domu. Koleżanki zakwaterowane w „dwójkach” lub „trójkach” z łazienkami chętnie je udostępniały tym, które ich nie miały, bądź nocowały w dwupoziomowej „dziewiątce” z jedną łazienką.

„Dwupoziomowa dziewiątka”

Zakwaterowanie we wspomnianej dwupoziomowej „dziewiątce”, której się wiele koleżanek obawiało, okazało się tak sympatyczne, że większość jej lokatorek w drodze powrotnej nie chciała słyszeć o nocowaniu w innym pokoju. Tuż po przyjeździe na stół wjechał chlebek, domowy smalczyk i herbatka (serwowana przez Grażynkę Strychacz, która zabrała ze sobą turystyczny czajniczek), a i pod smalczyk też coś się znalazło. Jako, że wokół stołu było tylko pięć krzeseł, siadałyśmy na nich po dwie.

Wzmocnione ruszyłyśmy w miasto pod ochroną naszych panów. Wybraliśmy jednak zły kierunek. Miasto sprawiało wrażenie wyludnionego; jedynie przed mijanym pubem stał jakiś czarny haloweenowy przebieraniec palący (chyba) papierosa. Wróciliśmy do punktu wyjścia i tylko dwie lub trzy osoby zdecydowały się pójść dalej. Jak się potem okazało, niemal pod naszym nosem znajdowała się starówka z urokliwym ryneczkiem o dość dziwnym wydłużonym kształcie z …dinozaurem i budką z grzanym winem.

Wszyscy pozazdrościliśmy im tych wrażeń i postanowiliśmy to nadrobić w drodze powrotnej.
Te, w sumie pozytywne wrażenia trochę zmącił nam właściciel hotelu podczas śniadania. Jego niemiecka dusza najwyraźniej cierpiała, kiedy braliśmy filiżanki z sąsiednich stołów, zaburzając porządek na nakrytych wcześniej stołach.

W drodze powrotnej byliśmy w „Bejrucie” nieco później. Budka z czerwonym winem była już co prawda zamknięta, ale za to otwarta do godziny 23.00,  była stylowa bawarska restauracja, gdzie akurat w poniedziałki serwuje się różne napitki za pół ceny. Dołączyli do nas nieco później pani Krysia z panem Krzysiem, którzy wypatrzyli nas przez okno. Wychodząc, sprawdziliśmy (rękami pani Krysi) stojący na parapecie akordeon. Działał.

W wesołych nastrojach ruszyliśmy na wycieczkę po „Bejrucie”. Zobaczyliśmy m.in. piękną gotycką katedrę,

Operę Margrabiów ze stojącym przed nią popiersiem zasłużonej nie tylko dla tego przybytku margrabiny Bayreuth, Wilhelminy (córki król Prus Fryderyka Wilhelma i siostry króla Fryderyka II Wielkiego),

             

Fontannę Wittelsbachów oraz fabryke fortepianów.

Czytając o licznych zabytkach Bayerouth możemy tylko żałować, że nie mogliśmy zatrzymać się tu dłużej.

Elżbieta Majewska